Lubię takie kameralne śluby, które odbywają się w tym samym miejscu co wesele, gdzieś na uboczu z dala od cywilizacji. Tak było u Pauliny i Michała, którym uśmiechy tego dnia nie schodziły z twarzy. Panna Młoda była wręcz królową parkietu, czym przypłaciła nadszarpnięciem struktury swojej kreacji ;) Absolutnie nie popsuło jej to humoru… Zresztą jak mogło być inaczej, gdy nie dość, że poślubiła swojego ukochanego, to na dodatek otrzymała od niego wcale nie taki mini prezent ;) Ciekawskich odsyłam do zdjęć…